Jak Wam mijają święta?
Mi troszkę leniwie, a że trochę deszczowo to i z domu się nawet ruszyć nie chce, więc odbijam sobie zaległości filmowe i nadrabiam dziergając ubranka dla mojej przyszłej panny...
Dzisiaj będzie mój pożegnalny post z Verne. Nie chce mi się wierzyć, że już tydzień jej u mnie nie ma. Nawet nie przypuszczałam, że się z nią tak zżyję. Przez to, że przeglądam jej zdjęcia (moje i te flickrowe) z jej przygodami to jakoś mi one tą tęsknotę umilają.
Moje zdjęcia dołączyły też na oficjalny blog podróżujących Blythek, można je obejrzeć klikając
tutaj, bądź w banerek na pasku bocznym.
Ciężko było wybrać tylko 5 zdjęć, ale wybrałam, mam nadzieję, że się spodobają...
Nie zagaduję Was już i zapraszam na kolejną obszerną porcję zdjęć o Verne i jej paczce...
ach to ciekawskie spojrzenie...
tekst z tyłu główki napisany przez autorkę Verne - Kassandrę
po takiej ilości przygód troszkę już zamazany, a szkoda...
i wszystkie piękne kolory oczu...
mnie najbardziej spodobały się te fioletowe i chyba najczęściej je ma na zdjęciach...
i jej powieki, przedstawiające mleczną drogę...
pull rings...
ubranko podróżnika...
te ogrodniczki mnie zachwyciły, pięknie wykonane tak jak i całe ubranko...
i magiczny las Verne...
(o magicznym lesie można przeczytać w akcie urodzenia Verne)
Tutaj z modelką w środku i niespodzianka kryjąca się w dziupli...
Śpiworek w którym bezpiecznie podróżuje i obok rozwiązana zagadka tajemniczych woreczków...
w jednym jest miejsce na akt urodzenia Verne, w drugim są małe lalkowe wizytówki Kassandry...
na zdjęciu brakuje zielonego, który był przeznaczony na sznureczki...
Dwie notatki od Kassandry...
Cudowne prezenty z poprzednich wypraw Verne...
i moje, które dołączyłam do paczki...
dwie pocztówki z liścikiem dla Verne, wizytówka z naszej wyprawy do destylarni, pamiątkowa moneta z Cobh, przywieszka z literką V i symbol Irlandii - czterolistna koniczynka na szczęście...
do tego dołożyłam zrobioną przeze mnie czapeczkę...
Wszystko zapakowałam w woreczek z organzy i mam nadzieję, że będzie miłą pamiątką o mnie...
Wierzcie lub nie, ale cała paczka ważyła już blisko 3kg!
Ktoś zapytał w komentarzu jeszcze o to jak można zostać osobą przyjmującą lalkę. Z tego co wiem jest kilka takich "zabaw", trzeba po prostu śledzić kiedy jest "nabór" i wyrazić chęć goszczenia podróżnika.
Ja zgłosiłam się do
It's a small world - the traveling Blythes project, tutaj zabawa odbywa się od 2009 roku i co roku jakieś nowe lale szukają przygód. Nabór zaczyna się koło czerwca/lipca, wyniki są w sierpniu a od września lale ruszają w podróż. Jeśli ktoś jest chętny i ma czas to zachęcam. Wrażenia są niezapomniane, a radości z tego nie można opisać. Verne poznała 15 obcych osób, które w magiczny sposób połączyła ze sobą na zawsze wspomnieniami... Pięknie to ujęła Kass w certyfikacie urodzeniowym Verne, gdzie opisana jest historia jej narodzin, ale żeby nie przeładowywać tego posta zdjęciami... to pokażę go w następnym poście ;-)
Dziękuję za przemiłe komentarze.
Cieszę się, że podobała Wam się fotorelacja z pobytu Verne u mnie.
Pozdrawiam serdecznie...
♥